Kocham wstawać wcześnie rano. Naprawdę. Nawet (albo zwłaszcza) gdy i tak muszę iść do pracy. Mam z tego kilka przyjemnych korzyści, o których dziś możecie sobie poczytać i być może zmotywować się do polubienia tej pory dnia.
Ale na początek wyjaśnijmy sobie jedną rzecz
Nie jestem dobra w porannych pobudkach.
"Ale jak to", zakrzyknie ktoś, "piszesz notkę o tym, że lubisz poranki i mówisz, że masz problemy z wczesnym wstawaniem?". Ano mam. To, że kocham wstawać o 6 czy o 5 nie oznacza, że zawsze przychodzi mi to z łatwością. Nie przychodzi. Wieczorami czasem siedzę do późna i mój organizm kategorycznie odmawia funkcjonowania w godzinach wcześniejszych niż dziewiąta albo dziesiąta rano. Nie da się chodzić późno spać i zakładać, że wstaniemy rześcy i wyspani po czterech godzinach snu. Nawet jeśli nam się to uda to będziemy zmęczeni, zniechęceni i nieproduktywni, więc tracimy całą przyjemność płynącą z wykorzystywania czasu rankiem.
Są jednak w moim życiu takie chwile, w których całkowicie panuję nad swoim czasem i w związku z tym poranne wstawanie przychodzi mi z łatwością. I wiecie co? Czuję się wtedy znacznie lepiej.
Co konkretnie lubię we wczesnym wstawaniu?
Świadomość, że zyskuję czas. Jakiś czas temu prowadziłam zmacznie regularniejszy tryb życia niż teraz i wstawałam dobrych kilka godzin przed tą smutną chwilą, w której musiałam iść na autobus żeby dojechać do pracy. W tym czasie zdążyłam na spokojnie przygotować sobie śniadanie, zrobić staranny make up, a co najważniejsze - poczytać książkę lub porysować coś na tablecie. Jakość mojego dnia od razu się poprawiała bo już na starcie czułam, że nawet jeśli do końca dnia będę siedziała w pracy i później będę zbyt zmęczona na cokolwiek poza jedzeniem i spaniem to zdążyłam wygospodarować czas na coś produktywnego albo przyjemnego. To dla mnie ważne, a nie zawsze mogę sobie na to pozwolić kiedy wstaję zbyt późno i jedyne na co mam czas to przygotowanie się do pracy. W pośpiechu.
Jestem też bardziej produktywna. Nie należę do osób, które najlepiej funkcjonują popołudniem lub nocą, bo moje godziny wydajności wypadają na znacznie wcześniejsze pory. Na studiach zauważyłam, że jeśli nauczenie się słówek wieczorem zajmowało mi godzinę, to rankiem mogłam opanować tę samą ilość materiału w jakieś piętnaście-dwadzieścia minut. Cudne, prawda? Korzystam z tego za każdym razem, kiedy uda mi się wcześnie rozpocząć dzień - staram się po prostu czegoś wtedy nauczyć bo wiem, że wyjdzie mi to szybciej. Rankiem lepiej się skupiam i szybciej przyswajam informacje.
Kocham poranną kawę. Ja wiem, że to zabrzmi banalnie, ale nie ma nic lepszego niż nagroda za wczesną pobudkę w postaci kubka kawy, która dodatkowo pomoże nam się rozbudzić. To taka mała przyjemność, z której zawsze czerpię dużo radości. Drobiazg, z którego lubię się cieszyć. Polecam wam znaleźć coś podobnego. Albo po prostu pokochać kawę. Kawa jest fajna.
Rankiem świat jest śliczny i nigdzie się nie spieszy. Wszędzie jest cicho i spokojnie, bo społeczeństwo dopiero zaczyna funkcjonować. Wschody słońca są cudowne, a zimą (zakładając, że mamy śnieg) wszystko wygląda tak jasno i świeżo. Człowiek ma wrażenie, że załapał się na moment, w którym świat bierze oddech przed kolejnym dniem, w którym wszystko znów będzie musiało pędzić. Bo za dnia generalnie wszyscy się gdzieś spieszymy. Nie psujmy tego wstając zbyt późno tylko po to, by szykować się do pracy w biegu i nie mieć nawet chwili na spokojne wypicie kawy czy herbaty.
Jak widzicie jest to tylko garstka powodów, niektóre z nich pozornie błahe, ale wierzcie mi - każdy z osobna ma dla mnie duże znaczenie. Są ludzie, którzy kochają wieczory i są tacy jak ja, którzy lubią rozpoczynać dzień bardzo wcześnie. Każdy bowiem poranek, który uda się maksymalnie wykorzystać, to jeden dobrze rozpoczęty dzień, a im więcej takich dni tym lepsze ma się potem życie. A czyż nie o to nam wszystkim chodzi?
Jakie to prawdziwe, mamy chyba takie same przemyślenia. Też nie lubie wychodzić wczesnie z ciepłego łóżka, kiedyś nie zastanawiałam budzikow i spałam dlugo. Od kilku miesiecy staram się wstawać wcześnie ok 5.20-6 i choć kilka minut to dla mnie katorga to ratuje mnie kawa ten zapach i ten pierwszy łyk:) teraz dzien w ktorym wsta później uważam za dzien stracony i nie wiem jak mozna tak marnować czas :)
OdpowiedzUsuńHuu ale sie rozpisalam
Ja zawsze byłam osobą, która wstawała o godzinie 10 - 12 a potem marudziłam, że jakoś tak zawsze brakuje mi czasu i miałam zrobić to i tamto a w końcu nic z tego nie wyszło bo byłam rozleniwiona i nie wyrabiałam się w czasie.
OdpowiedzUsuńOd kilku miesięcy zaczęłam budzić się o 7 maksymalnie o 8 i zobaczyłam sporo korzyści. Nagle okazało się, że nie muszę się nigdzie śpieszyć , że mam jeszcze chwilę dla siebie przed początkiem ciężkiego dnia i mogę spokojnie pomyśleć i wypić kawę. A przede wszystkim czuję się "lżejsza" i o dziwo, o wiele bardziej wyspana niż gdy spałam do południa.
Fakt, że wstawanie rano ma o wiele więcej korzyści :)
Powiem ci ze przed porodem lubilam siedziec do pozna. Ogladac tv albo grac. Wstawalam kolo 9 i tyle. Kaw pilam sporo wiec nie docenialam tego rytualu. Od kad mam mojego brzdaca wstaje 5-6. Bylo ciezko to fakt. Teraz jak on spi to 7 to ja i tak od ok6 juz nie 😂😂😂 i w tym miejscu zaznaczam ze ja cie doskonale rozumiem w temacie kawy. Choc rano mam najwiecej do zrobienia w dosc krotkim czasie, to z powodu kawy, ktora kocham nade wszystko, lubie moje poranki 😊
OdpowiedzUsuńnaprawdę fantastyczny post
OdpowiedzUsuńMam identyczne przemyślenia :D
Wiesz,ja dzień w dzień wstaję po 4tej rano,świątek,piątek czy niedziela,ale nie dlatego że tak lubię,tylko że tak mam ustawiony budzik w głowie... I co gorsze nie mogę go przestawić. A co lubię w poranku? Zapach kawy...I tą ciszę kiedy przed 6 rano,szczególnie zimą,idę do sklepu...To jeszcze śpiące osiedle... Pozdrawiam Cię serdecznie i obserwuję.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą w zupełności. Nie warto marnować czasu na spanie , jest przecież tyle ciekawych rzeczy do robienia , a ranki są po prostu takie magiczne , czas się zatrzymuje ♥
OdpowiedzUsuńhttps://xgabisxworlds.blogspot.com/