Chyba wszyscy to przerabialiśmy. Każdy z nas na jakimś etapie swojego życia pragnął być orłem produktywności i zaczynać dzień wcześnie rano. Czasem to nawet wychodziło. Czasem nie. Wyrzuty sumienia sprawiały, że presja na wyskoczenie z łóżka bladym świtem rosła, a jednak z jakiegoś powodu to nie działało. Dlaczego?
Jakiś czas temu napisałam notkę zawierającą kilka powodów, dla których uwielbiam budzić się z samego rana. I choć poranki to moja ukochana pora doby to pamiętam, jak niegdyś przesiadywałam do późnych godzin, pisałam opowiadania i tworzyłam najróżniejsze historie. Właśnie dlatego tak dobrze rozumiem nocnych marków. Nie muszę już nawet być jednym z nich.
Nie odkryję Ameryki stwierdzeniem, że są ludzie, którzy lubią wstawać wcześnie i tacy, którzy lepiej funkcjonują nocą. Zazwyczaj nie mamy problemu by przypisać się do którejś z tych grup. Nie trzeba też być geniuszem by zauważyć, że ranne ptaszki mają ze sto razy łatwiej w życiu niż sowy, bo presja społeczna wymusza na nas wczesne rozpoczynanie dnia.
W większości miejsc pracy trzeba wstać bardzo wcześnie, bo przecież poza uszykowaniem się i zjedzeniem śniadania trzeba jeszcze dotrzeć na miejsce. Już samo to wymusza na nas dostosowanie się do ogólnie przyjętych norm, bo nie zawsze mamy możliwość dostosowania sobie godzin pracy. Zazwyczaj to my musimy dostosować się do nich. I tu pojawia się problem...
Gdy ktoś stwierdza, że wstaje wcześnie rano, automatycznie przypisujemy mu cechy takie jak pracowitość czy samodyscyplina. Owszem, uważam, że wiele w tym prawdy - to skojarzenie wydaje mi się całkowicie uzasadnione. Tylko że automatycznie to, co stoi w opozycji - tryb życia zaczynający się i kończący znacznie później - będziemy postrzegać jako lenistwo i brak umiejętności panowania nad swoim czasem. Dobrze sobie uświadomić, że takie oparte na zasadzie kontrastu skojarzenie w ogóle istnieje, bo możemy zadać sobie pytanie czy to ma sens.
No moim zdaniem nie ma.
Jak się czujesz nocą?
Tylko że jeśli położysz się spać o drugiej to nie ma bata, żebyś rześki i świeży wstał o szóstej rano, co nie? Tak się zwyczajnie nie da.
Dlatego później odsypia się do jedenastej.
I nie ma w tym nic złego! Niby czemu miałoby być? To nie tak, że tracisz czas, bo będąc typem sowy i tak spożytkujesz go wieczorem, nawet jeśli bardzo późnym. Znam naprawdę sporo osób, które 'budzą się' po zmroku i potrafią wykorzystać ten czas zadziwiająco produktywnie. Nawet jeśli później delikwent obudzi się o jedenastej, nie ma to nic wspólnego z lenistwem, bo lenistwo i sen to nie to samo. Nie jeśli położył się późno bo robił coś, co z jakiegoś powodu było dla niego ważne.
Sowom ciężko jest przystosować się do świata, w którym panuje trend na wczesne wstawanie. Nie ma nic przyjemnego w kończeniu pracy wczesnym popołudniem, na przykład o piętnastej, jeśli po wyjściu z biura nie jesteś w stanie myśleć o niczym innym niż o drzemce.
Chciałabym, żebyśmy spróbowali popatrzeć na to z innej strony - nie oceniajmy niczyjego trybu życia przez pryzmat oczekiwań społecznych. Można być kompletnie nieproduktywnym rannym ptaszkiem i cudownie ogarniętą sową, która wszystko ma zawsze przygotowane na czas.
Wczesne wstawanie jest świetne, jeśli faktycznie ma się z tego korzyści a nie tylko świadomość, że bez litra kawy nie będzie się w stanie utrzymać pozycji pionowej w ciągu kolejnych pięciu minut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz