Słuchajcie, jest problem. Mam za dużo książek.
Kupowałam i kupowałam. Na przecenach i niekoniecznie. Fantasy, powieści historyczne, poradniki. Książki fizyczne i ebooki. I teraz mam ich za dużo.
Szafa jest zapchana, nie ma już miejsca na inne rzeczy, trzeba je zorganizować inaczej. Półki są zapełnione, książki stoją ściśnięte jedna obok drugiej. I choć jest im tam ciepło i wygodnie to za każdym razem, gdy je tam widzę, czuję dreszcz zgrozy, bo wiecie - to nie tak, że ja to wszystko już przeczytałam. Nienienie, większość dopiero czeka na swoją kolej.
Brzmi trochę romantycznie, prawda? I było romantyczne do momentu, w którym naprawdę zaczęłam zauważać, że to co robię jest bez sensu.
Wpadłam w schemat kupowania książek
W mieście, w którym mieszkam, na dworcu jest księgarnia. Kiedyś weszłam do niej w oczekiwaniu na pociąg. Przysięgam, że chciałam tylko popatrzeć.Zostawiłam stówę i wyszłam z trzema książkami. Nie żałowałam niczego.
Wpadłam w schemat, w którym kupowałam za dużo książek. I to naprawdę nie jest aż tak fajne, jak mogłoby się wydawać. W większości przypadków kupowałam trochę w ciemno - brałam książki, które wydawały mi się spoko, ale czasem szybko spotykało mnie rozczarowanie. Kasa nie wracała, zostawałam z książką, z której nie do końca byłam zadowolona i musiałam coś z nią zrobić. No przecież nie wyrzucę. Postawię na półkę. Kiedyś sprzedam.
Teraz widzę, jak głupie i lekkomyślne było to postępowanie. Mogłam wypożyczyć tę samą książkę z biblioteki - jeśli mi się nie spodoba, oddam i będzie po temacie. Jeśli kupuję, nie tylko tracę pieniądze - a książki wcale nie są takie tanie - ale też mam później kolejną rzecz, na którą muszę wygospodarować miejsce. Nawet jeśli książkę sprzedam, i tak nie dostanę za nią pełnego zwrotu wydanej kwoty, więc ostatecznie tracę tych parę groszy.
Zaraz ktoś zakrzyknie, że przecież nie ma nic wspanialszego niż zapach dopiero co kupionej książki, posiadania jej całej tylko dla siebie czy czytania powieści w wersji fizycznej, a nie na czytniku. "Romantyzacja" czytania tylko w takiej formie jest spoko, ale im dłużej na to patrzę tym mniej sensowne mi się to wydaje. Nie jest to najlepsze dla mnie rozwiązanie i jestem przekonana, że wiele osób się ze mną zgodzi.
Checklista łowcy książek
Postanowiłam zrobić sobie listę pytań, które pomogą mi ograniczyć budżet wydawany na książki.Od tej pory będę się najpierw zastanawiać, czy tę książkę dostanę w bibliotece, by móc ją przeczytać w formie fizycznej (bo wolę to od czytania na czytniku) i zwrócić. Zastanowię się, czy mam np rekomendację przyjaciółki pozwalającą mi założyć, że książka na pewno mi się spodoba. Jeśli takie rozwiązanie się nie sprawdzi, sprawdzę czy mogę zapoznać się z lekturą przy użyciu aplikacji Legimi lub czy da się kupić książkę w .epub lub .mobi (fakt, wydaję wtedy kasę, ale nie muszę później dociskać niczego na półkę). Jeśli natomiast nie ma możliwości skorzystania z tych opcji i jestem przekonana, że lektura przypadnie mi do gustu, wtedy, no cóż...
Wtedy pobiegnę do kasy zanim zdążę zmienić zdanie.
I tym sposobem będę miała pewność, że jeśli do mojej biblioteczki wpadnie jakaś książka, to chociaż będzie to jakaś sensowna pozycja, nie kupiony chwytliwy tytuł na promocji czy coś z fajnym opisem, który potem okaże się być mocno, mocno przesadzony.
Bardzo fajnie, że zdałaś sobie sprawę, że takie kupowanie jest bez sensu. Wielu blogerów ksiązkowych kupuje nowe książki na potęgę, a potem narzeka, że czytanie to drogie hobby (sic!). Ja kiedyś kupowałam więcej, obecnie korzystam z biblioteki, a jeśli już zdecyduję się na zakup, to tylko w bonito albo na stronach wydawnictw, bo najtaniej. I nagle okazuje się, że czytanie jest wręcz darmowym hobby. ;)
OdpowiedzUsuńJa kiedyś miałam tendencję do zbierania wszystkich książek, które wpadły mi w oko ze względu na ciekawy tytuł albo okładkę. Trochę czasu też zajęło mi, żeby znaleźć swój książkowy gust i teraz, kiedy już go znalazłam, ograniczam się do kupowania książek, które mnie interesują i które rzeczywiście chcę przeczytać.
OdpowiedzUsuńTeż mi się zdążyło, że kupiłam książkę która mnie rozczarowała. Choć mój zbiór nie jest aż tak imponujący.
OdpowiedzUsuńO jeżu... Świetny post i zostawię kilka słów od siebie. Przechodziłam (przechodzę?) przez to samo. Są książki, które mnie wzywają - serio, może to głupie, może tak siebie usprawiedliwam, i wtedy to mój must have, nawet kupuję książki, które już przeczytałam, ale MUSZĘ mieć w swojej biblioteczce. I powiem szczerze boję się robić jakiekolwiek podsumowanie ile kasy w danym miesiącu wydałam na książki. Pozdrawiam. Booka.
OdpowiedzUsuń