wtorek, 17 września 2019

Próbowałam być ekstrawertyczką. Spoiler - nie wyszło


Już jakiś czas temu zauważyłam, że jest mi z tym trochę niezręcznie. Ze świadomością, że nie potrzebuję kontaktu z ludźmi tak bardzo, jak większość z nich. Zawsze trochę dziwnie jest odstawać od reszty - do momentu, w którym nie uświadomisz sobie, że twój sposób na szczęście jest równie fajny jak każdy inny.

Dziś nie mogę, mam już plany 

Będę czytać książkę, którą chciałabym dzisiaj skończyć i oddać ją jutro do biblioteki. A wieczorem? Wieczorem chcę się trochę czegoś pouczyć. Języków, rysowania, czegokolwiek. Mam wrażenie, że już od dawna niczego nowego się nie nauczyłam. Przyszły tydzień? Właściwie to planowałam w czasie wolnym zacząć kolejną książkę i obejrzeć serial. Jeszcze nie wiem, jak to rozłożę, ale jedno jest pewne - będzie mi na tym zależało bardziej niż na wyjściu na imprezę. 
Żeby było jasne - nie widzę absolutnie nic złego w tym, że ktoś lubi chodzić do klubów czy po prostu spędzać czas ze znajomymi. Nie chcę oceniać stylu życia opierającego się w znacznym stopniu na kontaktach z ludźmi. On nie jest zły, on po prostu... nie jest mój. 
Jedną z najistotniejszych wartości w moim życiu jest rozwój. Lubię się uczyć, lubię czytać, rozwijać swoje umiejętności i tak dalej. Jeśli mam więc spędzić wieczór na powierzchownych rozmowach o wszystkim i niczym a dowiedzieć się czegoś związanego z jednym z moich zainteresowań, zazwyczaj wybiorę to drugie. Nie wynika to z mojej pogardy czy poczucia wyższości wobec ludzi, to po prostu mój własny system wartości i podejmowanie działań zgodnie z nim sprawia, że czuję się szczęśliwa. A wierzcie lub nie - bardzo lubię czuć się szczęśliwa. 
Większość introwertyków, których znam, ma w swoim życiu kilka osób, z którymi mogłoby bez przerwy spędzać czas. Ja również, stąd wiem, że nie jestem jakoś skrajnie aspołeczna. Zazwyczaj są to osoby o wartościach podobnych do moich. 

Próbowałam, naprawdę

Próbowałam polubić imprezy, regularne wyjścia z ludźmi, wmówić sobie, że to jest super i że przecież każdy to lubi. Owszem, było miło, ale błyskawicznie traciłam energię do czegokolwiek. Byłam zazwyczaj pierwszą osobą wracającą do domu po jakimś większym spotkaniu. Potrzebowałam ciszy i samotności, żeby się trochę zregenerować. Kontakt z ludźmi tak szybko wysysał ze mnie energię. Problem polega na tym, że... rzadko kiedy wypada wychodzić na dwie godziny z towarzystwem, które zakłada, że będzie się bawić do białego rana. Głupio mi było tak w środku rozmowy stwierdzać, że dobra, to ja wracam teraz do siebie a wy bawcie się dobrze. Zostanie do końca też nie wchodziło w grę, bo do tego czasu zazwyczaj zdążyłam stracić całą wewnętrzną moc i marzyć tylko o zaszyciu się w swoim pokoju. 
No próbowałam i nie wyszło. Trudno. Przynajmniej się czegoś o sobie nauczyłam.

Nie mogę mieć czasu dla wszystkich 

Niedawno uświadomiłam sobie też jedną interesującą rzecz. 
Jak już wspomniałam, mam w swoim życiu kilka osób, których obecność w żadnym stopniu mnie nie męczy. Mój chłopak, przyjaciółki, przyjaciele. Jest ich kilku, na tę chwilę powiedziałabym, że pięć osób, z którymi mogę porozmawiać dosłownie o wszystkim. I naprawdę czuję, że jeśli chcę utrzymać ten poziom relacji, zwyczajnie nie mam czasu na inne osoby. Mogłabym mieć na przykład piętnastu przyjaciół, ale prawdopodobnie nigdy nie osiągnęłabym z nimi takiego poziomu mentalnej bliskości. Wolę tych moich kilku ziomeczków i czas na rozwijanie swoich zainteresowań. 
Miło było uświadomić samej sobie tą postać rzeczy. Kocham towarzystwo moich najbliższych. Kocham też moje własne, spędzone w sposób, który ma dla mnie tak duże znaczenie. 
To miłe, że mogę sobie tak żyć. 

1 komentarz:

  1. Dziękuje za ten wpis na blogu.Rozumien jak to jest odstawać od innych i czuć sie z tym nienajlepiej czy dziwnie. To dobrze, że zaakceptowalas swoh wlasny sposob na spedzanie czasu.Ten wpis jest dla mnie motywacja by tez spedzac czas tak jak ja lubie czy potrzebuje nawet jesli inni maja inny pomysl.

    OdpowiedzUsuń